12 kw. Półmaraton Błędnych Skał – RELACJA
Środa wieczór
Otwieram paczkę od kuriera i spoglądam na mój najnowszy nabytek. Z takim bieżnikiem to może i śnieg nie będzie taki straszny! Salomon Wildcross, bo to o nich mowa, to buty wręcz stworzone do biegania po błocie, śniegu, piachu i innych „luźnych” nawierzchniach. Jakby tknięty jakimś przeczuciem, spontanicznie zdecydowałem się na zakup tych butów kilka dni przed Półmaratonem Błędnych Skał.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że bez tych butów nie miałbym w ogóle po co stawać na linii startu.
Sobota rano
Przeciągam się leniwie w łóżku i pomału otwieram oczy. Ahhh szykuje się piękna sobota! Półmaraton Błędnych Skał już jutro rano, więc dziś ukochane ładowanie węglowodanów. Pomału wstaję z łóżka, w myślach zastanawiając się już ile kilogramów makaronu i z jakim sosem dzisiaj zjem.
I wtedy mój świat legł w gruzach. Zobaczyłem śnieg na oknie.
Przecieram oczy, wciąż mając nadzieję, że może jednak to tylko poranne zwidy. Podchodzę do okna, spoglądam na zaśnieżone ulice i już wiem, że to dzieje się naprawdę.
Niedziela rano
Zima to zimno! Takie wytłumaczenie miało sens jeszcze 3 tygodnie temu na moich ostatnich zawodach, teraz jednak już nie ma zastosowania, bo w końcu już wiosna! Na szczęście to tylko 21km więc może jakoś przeleci.
10, 9, 8, 7… Spiker zaczyna odliczanie przed startem. Zapobiegawczo nie ustawiłem się w pierwszej linii, znając swoje tendencję do zbyt szybkich początków biegu.
Start!!!
Zaczynam swoim tempem, pomału wkręcając się w bieg, jestem ok 9 miejsca. Od samego początku trasy tony błota chlupoczą pod stopami. Ostatnie deszcze i opady śniegu, zamieniły większość szlaków w brązowo-szarą breje.
Pierwsze kilometry to praktycznie ciągły podbieg. Raz bardziej stromo, raz mniej. Cały czas kręcę się w okolicach 8-9 miejsca.
Na około 10 kilometrze zaczynają się schody. I to takie zarówno metaforyczne, jak i dosłowne. Wykute z kamieni stopnie szybko weryfikują, kto ma mocne nogi. Zaczyna się coraz większe oblodzenie, trzeba uważać, żeby mozolna wspinaczka w górę, nie zmieniła się nagle w szybki zjazd w dół.
Wbiegam w Błędne Skały. I tu bieg na chwile się zatrzymuję. Ścieżki są całkowicie oblodzone, a przejście między głazami tak wąskie i niskie, że kilkukrotnie musiałem przechodzić na czworaka. Słyszę przed sobą Co to ku*** jest?! I już wiem, że inni zawodnicy podzielają moje zdanie co do tego fragmentu trasy. Tętno na tym odcinku spadło mi o ponad 20 uderzeń na minutę. Tu nie było biegania, tu była walka z lodem i test na gibkość podczas przeciskania się między skałami.
Osobiście poddaję w wątpliwość sens puszczania trasy przez Błędne Skały – wydaje mi się, że nie ma to najmniejszego sensu sportowego. Prawdopodobnie jest to tylko i wyłącznie zabieg marketingowy, który ma uczynić bieg bardziej atrakcyjnym dla potencjalnych uczestników. Są to oczywiście moje luźne przemyślenia, na które nie mam żadnych twardych dowodów.
Wybiegam z Błędnych Skał. Szybki zbieg, bardzo strome podejście i około kilometr po mocno oblodzonej ścieżce. Biegnie tam ze mną dwóch innych zawodników, co chwila zmieniając się na prowadzeniu.
Biegniemy ciągle razem. Dobra, trzeba spróbować się im urwać! Na około 16 kilometrze decyduje się na podjęcie ryzyka na śliskim zbiegu i puszczam całkiem nogę. Mijam szybko dwóch zawodników, z którymi biegnę od dłuższego czasu i przeskakuję pomiędzy kamieniami i korzeniami. Dość szybko udało się wypracować bezpieczną przewagę. Zbiegi są w dalszym ciągu moją mocną stroną – na coś przydają się te wszystkie treningi na siłowni. Biegnę na 7 miejscu.
Udaję się dociągnąć mocne tempo do końca. Przebiegam przez metę w Parku Zdrojowym na 7 miejscu, w czasie 2:00:40. Chwile po mnie na metę wbiega dwóch zawodników, których udało mi się zgubić kilka kilometrów wcześniej. Podchodzę do nich i dziękujemy sobie za wspólne kilometry i walkę.
To był dobry bieg.