03 maj Biegi w Szczawnicy – 13. PZLA Mistrzostwa Polski w Biegu Górskim na Długim Dystansie
Jeżeli spytać by biegacza ulicznego, jakie są najbardziej prestiżowe i kultowe biegi w Polsce, to zapewne wspomniałby o Koronie Maratonów Polski, która to jest marzeniem każdego, kto zaczyna swą przygodę z bieganiem.
W biegach górskich nie mamy swojej „Korony”, która jednoznacznie pokazywałaby, które z biegów górskich są najbardziej prestiżowe. Jeżeli jednak zrobić by ankietę wśród naszych rodzimych górali, to zapewne Biegi w Szczawnicy znalazłyby się w ścisłym topie. Zresztą świadczy o tym chociażby fakt, że na dystansie Wielkiej Prehyby po raz kolejny odbyły się Mistrzostwa Polski w Biegu Górskim Na Długim Dystansie.
W ramach całej imprezy Biegi w Szczawnicy biegacze mierzyli swoje siły na 6 dystansach:
● Hardy Rolling – 10,2km, +470 m/-600 m
● Chyża Durbaszka – 19,3km, +810 m/-940 m
● Żwawe Wierchy – 32,8km, +1550 m/-1550 m
● Wielka Prehyba – 43,5km, +1925 m/-1925 m – 13. PZLA Mistrzostwa Polski w Biegu Górskim na Długim Dystansie
● Dziki Groń – 64,1km, +3150 m/-3150 m
● Niepokorny Mnich – 94,8km, +4915 m/-4915 m
Ja ze wszystkich dystansów Biegów w Szczawnicy, wybrałem dystans Wielkiej Prehyby, ze względu na rangę Mistrzostw Polski. Jak to w końcu mówią Jak przegrywać, to z najlepszymi.
Kilka dni wcześniej dostałem ankietę do wypełnienia, gdzie miałem wytypować męskie podium Mistrzostw Polski. Postawiłem na Marcina Rzeszótko, Andrzeja Witka i Kamila Leśniaka. Jak się później okazało, trafiłem dobrze dwóch zawodników, więc całkiem nieźle.
Do Szczawnicy przyjechałem w piątek wieczorem i poszedłem odebrać pakiet startowy. Atmosfera w biurze zawodów od razu mi się udzieliła i nie mogłem już doczekać się sobotniego startu.
Sobota
Na start przyszedłem około pół godziny przed 9:00. Dookoła panowała pełna napięcia atmosfera. Biegacze przebierali nogami i patrzyli nerwowo w kierunku trasy biegu, bliscy mówili sobie ostatnie słowa wsparcia i zapewniali o trzymaniu kciuków przez cały czas trwania biegu.
Kilka minut przed 9:00 ustawiłem się przy starcie czekając na sygnał rozpoczynający bieg. Zbiłem piątkę z Piotrkiem, przekazaliśmy sobie życzenia powodzenia, choć ja chyba bardziej szczerze od Piotrka, bo on skończył na 6 miejscu, a ja nieco niżej 😉 Udało się jeszcze złapać mojego trenera, Marcina Rzeszótko, który, jak później się okazało, wygrał bieg, zostając Mistrzem Polski.
No i poszli!
Ponad 600 osób ruszyło na trasę! Od początku starałem się trzymać dość wysoko, nie znałem dokładnie trasy i nie chciałem utknąć gdzieś w tłumie na jakiejś wąskiej ścieżce. Okazało się jednak, że początkowe kilometry prowadzą szerokimi ścieżkami, więc niepotrzebnie się martwiłem.
Plan był prosty – pobiec mocno od początku, do końca.
Profil trasy zdawał się robić nadzieję, że po pierwszych kilkunastu kilometrach pod górę zrobi się w miarę płasko i będzie łatwiej na drugiej połowie trasy. Postanowiłem więc nieco zaryzykować i pobiec solidnym tempem od początku.
I to była zła decyzja.
Okazało się, że druga połowa trasy to śnieg, błoto, wąskie ścieżki, gdzie nawet jeżeli teoretycznie jest dość płasko, to i tak ciężko rozkręcić nogę i nazwać to łatwym odcinkiem. Tam gdzie przed biegiem liczyłem, że będzie łatwo, walczyłem o życie.
Na końcówce dystansu liczył się charakter. Nie ma, że boli, trzeba to dociągnąć do końca, Mimo nie całkiem dobrze rozłożonych sił, udało się jeszcze trochę podkręcić na ostatnich kilometrach i wbiec na metę na 40 miejscu open.
Czy jestem zadowolony z mojego wyniku na Biegach w Szczawnicy? I tak, i nie.
Wynika na pewno jest dobry, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wiem, że mogłem być trochę wyżej, wiem też, że jest nad czym pracować na treningach.
Zwłaszcza, że z jakiegoś powodu, którego chyba nawet sam nie rozumiem, w lecie zapisałem się na 3 biegi Skyrunningowe pod rząd…